wiersze
Hanna Urbankowska

***
... wtedy jeszcze
ewa spała zwinięta jak wiewiórka
na jego ciepłym boku
i sen padał jak lekki deszcz
i był tylko jeden
dla całego Ogrodu
każdego poranka
przypływała do nich rzeka i Bóg
uśmiechał się wszystkimi rybami
wtedy jeszcze
wierzył we wszystko co widział
wiarą drzew i kamieni
nie pytał
...nagle poczuł - jak uderzenie - kontur własnego ciała
spojrzał na ewę - zamilkła
zdziwiona własną odrębnością
- - pełznącym w górę niepokojem
biegnąc
czuł jak ziemia staje się obca
spojrzał na ewę - chwyciła go za rękę
anioły wokół zmieniały się w drzewa
i coraz wyższe prześwity między drzewami
coraz szybciej
potem potknął się o coś, jak o próg drzwi
i resztki światła spełzły z jego twarzy
spojrzał na ewę - wąż cienki - jak źdźbło trawy - - wplątał się jej we włosy
ale wciąż ściskała w spoconej dłoni
jego rękę
tak samo
...nauczyli się milczenia, które nie dodaje otuchy
jak pierwszego obcego języka
uprawy ziemi milczącej ciemnymi kamieniami
spania razem a potem coraz bardziej osobno
i - po latach -
dawania sobie prezentów bez okazji
i bez podziękowań
(I miejsce w Turnieju Jednego Wiersza "Srebrna Szyszka" w Międzyborowie, 2005 r.)
***
ostatnią bajkę
opowiem ci na stacji metra
zanim szklane drzwi
zamkną się na zawsze
za którymś z nas
opowiem ci bajkę o bogu chronosie
najwspółcześniejszym ze wszystkich
starodawnych bóstw
o bogu, który pożerał swoje dzieci
i nie przestał
do dzisiaj
od jutra sami będziemy sobie
opowiadali bajki na dobranoc
więc posłuchaj tej ostatniej
o małym bóstwie
które połknęło nasz spacer po parku
i kawę razem z kawiarnią
i księżyc
o małym bóstwie które
będzie szło za nami
z księżycowym uśmiechem
do końca czasu


oko śniegu
niebo nigdy nie było już tak blisko
otulał nas oddech saren
które przychodziły nocą
popatrzeć na nasz sen
miały kopytka
w kolorze dzikich jagód
kiedy - zbudzeni - wyciągaliśmy ręce
one znikały
a na ziemię
strącone gwałtownym ruchem
opadały pokruszone mgły
światy później
mijające nas
bez oddechu zimy
blade wiosny
nauczyły jak
nie płoszyć
tego co lekkie
ale wtedy
niewiele rzeczy już pozostało
kolejny świt niknący w szybach
kiedy wyrywa nas ze snu
oko śniegu
wpatrzone w nas
(Złoty Ikar w Turnieju Jednego Wiersza SCEKu, 2006 r.)